Miałam to zrobić przed Dniem Matki i podrzucić Wam fajny, sprawdzony już pomysł, ale niestety Julka mi się rozchorowała i cały tydzień nie było mnie w pracy. W związku z tym prezenty dla mam robiliśmy dopiero dzisiaj. Więc podpowiadam na przyszły rok, albo na dzień taty :)
Rozmawiałam z klasą na temat naszych mam, jak ciężko pracują, że potrzebują odpoczynku. Potem dałam dzieciom zawieszki do odrysowania, wycięcia i ozdobienie. Oczywiście, trzeba było też wykonać ładny napis. Na początku było ciężko, bo dzieci nie rozumiały, że sama zawieszka to nie laurka i wymyślały napisy w stylu "Kocham Cię, mamo!". Po kolejnym wyjaśnieniu i pokazie na drzwiach (też kolejnym), zakumali i zaczęli podawać ciekawe pomysły:
Uwaga! Mama odpoczywa.
Cisza! Mama śpi!
Strefa ciszy i relaksu.
Czas na przytulaski!
Można wejść.
Mama pracuje. Nie przeszkadzać.
Do kompletu dzieci wykonały kartki, do których wkleiły wierszyk (mojego autorstwa, dodam nieskromnie :) ).
Mało czasu ma dla siebie moja
droga mama.
Przecież co dzień pracy pełno jest od rana.
Więc z okazji Dnia Mamusi wręczę jej karteczkę
Aby
mogła w ciszy odpocząć troszeczkę.
Kiedy ta zawieszka
na klamce zawiśnie
Żadne dziecko w domu słowa już nie
piśnie
Bo to znak dla dzieci, kiedy kartka wisi
Że
mamusia w domu potrzebuje ciszy.
A tu nasze komplety:
Pliki do pobrania
▼
poniedziałek, 26 maja 2014
środa, 21 maja 2014
Rosnąć jak na drożdżach
Dawno nas tu nie było. No niestety czas nie jest z gumy. A szkoda, bo tyle ciekawych rzeczy mogłabym jeszcze zrobić z dzieciakami.
Tymczasem w szkole rozmawialiśmy o rodzinie i pojawiło nam się powiedzonko "Rosnąć jak na drożdżach". Postanowiliśmy sprawdzić czy drożdże rzeczywiście tak rosną.
Zaczęłam od rozmowy, w czasie której dzieci doszły do tego, że drożdże, żeby urosnąć potrzebują cukru i ciepła. Droga do tych wniosków była wyboista i kręta :)
- Piekarnika!!!- krzyczał jeden
- Ale nie mamy w klasie piekarnika- to ja
- Kaloryfer- krzyczała druga
- Sprawdź czy grzeje - zachęciłam
- Nie- zawiedziona mina
- Słońce- entuzjazm powrócił
Rzut oka za okno i entuzjazm umarł śmiercią naturalną (burzową, można by rzec :) )
- A co nam daje piekarnik, kaloryfer i Słońce?- podpowiadam
- Ciepło - Jest! Idziemy do przodu.
- A skąd to ciepło możemy wziąć w klasie?- drążę dalej
Chwila milczenia
- Rozejrzyjcie się, z czego możemy skorzystać w klasie
- Czajnik elektryczny!!!! Możemy nalać ciepłej wody.
Droga do cukru była równie trudna, ale daliśmy radę :)
Ba, doszliśmy jeszcze do wniosku, że dzieci tez potrzebują ciepła i słodyczy, żeby zdrowo rosnąć :) Od razu zaznaczam- mówiliśmy o słodyczach typu przytulaski i całuski :)
Potem zaczęło się dziać....
Podzieliłam klasę na dwie grupy (błąd- następnym razem podzielę na 4). Każdej grupie dałam słoik, łyżkę, pół kostki drożdży. Zanim dałam im inne produkty, poprosiłam, by wszystkie dzieci w grupie powąchały, rozkruszyły w palcach, a jeśli chcą, to posmakowały drożdży. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy dzieci powiedziały mi, że nigdy wcześniej nie widziały drożdży. I była to bardzo duża część klasy.
Następnie przypomnieliśmy sobie z dziećmi, czego potrzebują drożdże, żeby rosnąć. Dzieląc się obowiązkami w grupach pokruszyli drożdże, wsypali do słoika, dodali 5 łyżek mąki, łyżkę cukru, dolali ciepłej wody, wymieszali, zaznaczyli linię, dokąd mikstura sięgała w słoiku i odstawili na szafkę z tyłu sali.
Radość z faktu, że drożdże zaczęły rosnąć, zanim jeszcze słoik stanął na docelowym miejscu- bezcenna. Reszta lekcji z głowy, bo drożdży było coraz więcej i więcej, aż w końcu....a, sami zobaczcie :)
Tymczasem w szkole rozmawialiśmy o rodzinie i pojawiło nam się powiedzonko "Rosnąć jak na drożdżach". Postanowiliśmy sprawdzić czy drożdże rzeczywiście tak rosną.
Zaczęłam od rozmowy, w czasie której dzieci doszły do tego, że drożdże, żeby urosnąć potrzebują cukru i ciepła. Droga do tych wniosków była wyboista i kręta :)
- Piekarnika!!!- krzyczał jeden
- Ale nie mamy w klasie piekarnika- to ja
- Kaloryfer- krzyczała druga
- Sprawdź czy grzeje - zachęciłam
- Nie- zawiedziona mina
- Słońce- entuzjazm powrócił
Rzut oka za okno i entuzjazm umarł śmiercią naturalną (burzową, można by rzec :) )
- A co nam daje piekarnik, kaloryfer i Słońce?- podpowiadam
- Ciepło - Jest! Idziemy do przodu.
- A skąd to ciepło możemy wziąć w klasie?- drążę dalej
Chwila milczenia
- Rozejrzyjcie się, z czego możemy skorzystać w klasie
- Czajnik elektryczny!!!! Możemy nalać ciepłej wody.
Droga do cukru była równie trudna, ale daliśmy radę :)
Ba, doszliśmy jeszcze do wniosku, że dzieci tez potrzebują ciepła i słodyczy, żeby zdrowo rosnąć :) Od razu zaznaczam- mówiliśmy o słodyczach typu przytulaski i całuski :)
Potem zaczęło się dziać....
Podzieliłam klasę na dwie grupy (błąd- następnym razem podzielę na 4). Każdej grupie dałam słoik, łyżkę, pół kostki drożdży. Zanim dałam im inne produkty, poprosiłam, by wszystkie dzieci w grupie powąchały, rozkruszyły w palcach, a jeśli chcą, to posmakowały drożdży. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy dzieci powiedziały mi, że nigdy wcześniej nie widziały drożdży. I była to bardzo duża część klasy.
Następnie przypomnieliśmy sobie z dziećmi, czego potrzebują drożdże, żeby rosnąć. Dzieląc się obowiązkami w grupach pokruszyli drożdże, wsypali do słoika, dodali 5 łyżek mąki, łyżkę cukru, dolali ciepłej wody, wymieszali, zaznaczyli linię, dokąd mikstura sięgała w słoiku i odstawili na szafkę z tyłu sali.
Radość z faktu, że drożdże zaczęły rosnąć, zanim jeszcze słoik stanął na docelowym miejscu- bezcenna. Reszta lekcji z głowy, bo drożdży było coraz więcej i więcej, aż w końcu....a, sami zobaczcie :)