Mimo to, postanowiliśmy, że zrobimy sobie nieco luźniejszy dzień, ale tak czy siak idziemy na wycieczkę. Szkoda nam było marnować piękną pogodę na chodzenie po Krupówkach. Tym bardziej, że prognoza na kolejne dni nie wyglądała obiecująco...
Wybór padł na Dolinę Strążyską. Trasa niezbyt wymagająca, ale atrakcyjna dla dzieci. Nasze były zachwycone. Marudziły tylko przy spacerze do wejścia do Parku Narodowego. Mieszkaliśmy dosyć blisko, więc postanowiliśmy przejść się pieszo. Dzieci szybko znudził widok spadzistych dachów i wąskich uliczek. Na szczęście, po przejściu "magicznej bramy" stał się cud. Dzieciom nagle wróciły siły, a Amelka przestała narzekać, bo...zasnęła :)
Od razu uwaga techniczna dla Dużych Rodzin- do Parku Narodowego możecie wejść za darmo i bez kolejki. Musicie tylko pamiętać o zabraniu Kart Dużej Rodziny. Pokazujecie je przy wejściu strażnikowi, a zaoszczędzone pieniądze odkładacie na lody :)
Cała trasę daliśmy radę pokonać bez wózka. Melka przespała tylko pierwsze 15-20 minut, a potem dzielnie tuptała po nóżkach. Za Chiny nie chciała być na rękach, nawet kiedy nalegaliśmy (trasa ciągnie się w nieskończoność z ciekawskim dwulatkiem :)).
Kiedy już dzieci zaczęły przebąkiwać, że robią się zmęczone, pojawiła się nagroda- piękny widok na Giewont. Zmęczenie minęło jak ręką odjął. I bardzo dobrze, bo nagle pojawiły się też zapasowe siły, żeby potuptać jeszcze do Siklawicy. Dzieciaki były pod ogromnym wrażeniem, bo pierwszy raz w życiu widziały wodospad. Dodatkową radość na całej trasie sprawił im śnieg. Nie spodziewały się, że jeszcze go zobaczą przed wakacjami :)
Przed wyprawą, lekcja z mapą :)
Po wejściu do Parku, codzienny punkt obowiązkowy- poznanie (a przez kolejne dni przypominanie) zasad panujących w Parku. To ważne, tym bardziej, że patrząc na zachowanie niektórych ludzi, było mi wstyd, że reprezentujemy ten sam gatunek. Palenie, rzucanie śmieci i wnoszenie pod kurtką psa było niestety na porządku dziennym :( Bardzo nam to psuło nastroje i wiarę w ludzi.
Mały bałwanek, dużo radości :)
Atrakcja dnia- Giewont.
I Siklawica. Nawet ja się załapałam na kilka zdjęć tym razem :)
Takim to dobrze :) Przy wodospadzie oblodzenie było tak mocne, że woleliśmy jednak nie ryzykować. Potem dalej tuptała po nóżkach. Na samym końcu zaliczyła piękno skok w sam środek kałuży. Było trochę płaczu i przebieranie :)
Niestety, aparat zjechał z plecaka i Giewont się tym razem nie załapał :) statyw spokojnie leżał sobie w samochodzie.....
Zjeżdżalnia w wersji turystycznej. Spodnie całe :)
Bardzo udana wycieczka. Trasa łatwa, do Polany Strążyskiej spokojnie można dojechać wózkiem na dużych kołach. Z Siklawicą już gorzej, ale ludzie zostawiali po prostu wózki i szli dalej pieszo. Atrakcji po drodze całkiem sporo. Moje dzieci polecają :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz